Znajdź swoje miejsce

Świat psich sportów jest niesamowicie ciekawy i jak wciąga to myślę, że już na dobre. Jest ich tak wiele, że każdy na pewno znalazłby coś dla siebie i swojego pupila. Z drugiej strony jednak, różnorodność i szeroki wybór może być czasami zgubny dla właściciela. Co mówiąc to mam na myśli?
Kupując Riley w głowie miałam plan, że będę z nią trenować frisbee, jak i agility. Aglity było moją pierwszą miłością, którą dzieliłam razem z Fuksem. Jednak frisbee zawsze podziwiałam w internecie i marzyłam, żeby kiedyś móc mieć psa, który będzie miał do tego sportu fajne predyspozycje. Dlatego też zdecydowałam się na taki, a nie inny miot i taką, a nie inną rasę. Plany planami, ale jak to wyszło w praniu?

Na regularne trenowanie frisbee musiałam trochę poczekać, aż Riley wystarczająco podrośnie i będzie mogła w końcu bezpiecznie skakać po plastikowe talerze, dlatego za szczeniaka ćwiczyłyśmy głównie podstawy agility. Jednak, gdy już podrosła, a ja w końcu mogłam zacząć robić coś w kierunku mojego ukochanego freestyle’u zaczęłam dostrzegać pewne rzeczy o których wcześniej nie zdawałam sobie sprawy. Ogólnie mam tak, że jak już coś robić to albo porządnie, albo wcale. No i właśnie…Doba ma tylko 24h, a pies jest psem, nie robotem. Trenując różne sekwencje, musiałam siłą rzeczy odpuszczać Riley treningi np. slalomu. Do tego dochodzi jeszcze presja czasu związana z nadchodzącym sezonem i chęcią debiutu, która powodowała, że jak trening to tylko frisbee. No i stanęłam przed dylematem, agility czy może jednak dyski? Pierwsza miłość wygrała i stwierdziłam, że to właśnie agility zawsze kręciło mnie bardziej. Co mi dała ta wiadomość?

Przede wszystkim zeszła ze mnie presja odnośnie freestyle’u. Podjęłam decyzje, że jak mamy debiutować, to z jakimś prostym układem, którego przygotowanie nie będzie zajmowało nam nie wiadomo ile czasu. Dzięki temu nie mam z tyłu głowy głosu mówiącego mi, że coraz mniej czasu zostało, a coraz więcej rzeczy do zrobienia, bo takie myślenie strasznie psuło nam atmosfere na treningu. Stawiamy na rzeczy, które już potrafimy, układam sekwencje pod psa i jego umiejętności, a nie pod siebie i swoją wizje. Dyski dla Riley są wielką miłością i mi samej rzucanie ich sprawia frajde. Jednak muszę trochę zapanować nad swoją głową, po prostu zmienić myślenie. Nie mogę układać sobie trudnych sekwencji tylko dlatego, że chcę zrobić super show. Bo żeby zrobić taki układ potrzeba czasu. No a moje ambitne wizje freestyle'u powodowały tylko frustracje na treningu, a to nie o to nam chodzi.

Start we freestyle'u był moim marzeniem od zawsze i zamierzam je na pewno spełnić. Ale muszę pamiętać, że to sam debiut był marzeniem, a nie osiągnięcie nie wiadomo jak wysokich wyników. Bo ich nigdy nie osiągniemy bez ciężkiej pracy i w krótkim czasie. Dlatego właśnie zaczynam traktować frisbee jaką fajną, luźną zabawę z psem, która poprawi nasze relacje. A możliwość pokazania tego większej publice to tylko dodatkowy bonus.
Jaki więc wyciągnęłam z tego wszystkiego wniosek? Taki jak w tytule, że warto znaleźć swoje miejsce, wiedzieć czego tak naprawdę chcemy i na tym się skupić. Myślę, że mało prawdopodobne jest, aby z jednym psem osiągać wysokie wyniki w 2 różnych sportach. Przynajmniej w naszym przypadku decyzja o skupieniu się na agility wyszła na dobre. To co mogę poradzić to przede wszystkim próbować. Sprawdzać co wam i waszemu psu daje największą radość, przeanalizować sobie wszystko i podjąć decyzje co zamierzacie zrobić.
Nie jest to stricte poradnikowy post, mówiący wam co MUSICIE zrobić. Bardziej chciałam w nim przedstawić swoje ostatnie przemyślenia i decyzje odnośnie naszych treningów. Każdy z tego wpisu może wyciągnąć różne wnioski i podjąć inne decyzje.
A więc jak to jest z wami? Co trenujecie z waszymi psami? Co bierzecie bardziej na poważnie, a co traktujecie jak zwykłą zabawę? Piszcie! :D  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz