Pewnie
każdy z nas zastanawiał się kiedyś co by było gdyby naszym światem nie
zawładnął pewien czworonożny, kudłaty zwierz. Ja od jakiegoś czasu też nad tym
myślałam i doszłam do wniosku, że gdyby nie on, moje życie potoczyłoby się w
strasznie nudny sposób. Nic by się w nim nie działo, a ja wykonywałabym
najprawdopodobniej coś, co nie sprawia mi jakieś wielkiej przyjemności. Tego czego
się nauczyłam od psa możecie poczytać tutaj, a teraz zapraszam do dalszej
części, w której opiszę to co zyskałam, biorąc pod swój dach Fuksa.
Adoptując Fuksa, cieszyłam się, że w końcu jedno z moich
małych marzeń się spełni i będę miała psa w domu. Zawsze chciałam spać z nim
razem w łóżku, uczyć coraz to nowszych sztuczek i mimo paskudnej pogody po
prostu spędzać z nim wolny czas w pokoju. Miał być zwykłym pieskiem do
towarzystwa. Psem, który na spacerach będzie się grzecznie bawił z innymi
przedstawicielami swojego gatunku, a do ludzi nie będzie w żaden sposób
agresywny (jak np. Hiro). Cóż, sprawy potoczyły się trochę inaczej…
1. Gdyby nie było Fuksa… nie dowiedziałabym się co to
prawdziwa praca z psem.
- Psy ze schroniska mają to do siebie, że najczęściej są po
przejściach. Na początku pracy z nim nie odczuwałam ich tak bardzo, dopiero gdy
trochę się w to zagłębiłam, zaczęłam zauważać, że mamy problem np. z
socjalizacją, z kontaktem z ludźmi, z dotykiem itd. To wszystko nauczyło mnie
co robić w takich sytuacjach i teraz często zdarza mi się dawać rady innym
ludziom z podobnymi problemami.
2. Gdyby nie było Fuksa…nie dowiedziałabym się co to
znaczy prawdziwa zabawa z psem.
-Od początku zabawki nie budziły w nim jakiegoś szczególnego
zainteresowania. Jak chciał to czasem brał sobie jakiegoś gryzaka i tyle.
Zawsze miałam psy, które szalały za tą formą spędzania czasu. Nasze początki
wspólnej zabawy były po prostu straszne :/ Fuks niby coś się bawił, ale szybko
się gasił albo w ogóle bał się do zabawki podejść i pewnie chwycić ją w pysk.
Oczywiście większość problemów z tym związanych wynikło przeze mnie i moje
chore ambicje xd. Ale jak to mówią, człowiek uczy się na błędach i teraz małymi
krokami idziemy do przodu. Zawsze z psami bawiłam się w sposób taki, że czasem
rzucę jakąś piłkę czy chwilę się poszarpię. Tutaj sytuacja jest inna. Albo oboje
wkładamy w to całe serce i angażujemy się w 100%, albo nie bawimy się w ogóle. I
ja i Fuks trzymamy się tej zasady. Kiedy on nie ma na to ochoty to robimy długą
przerwę, żeby się trochę stęsknił, a kiedy ja bawię się "bo muszę" to
widać, że pies w ogóle nie jest nakręcony i to wszystko nie sprawia mu takiej
przyjemności jaką powinno sprawiać.
3. Gdyby nie było Fuksa…nie poznałabym swojej
prawdziwej pasji.
-Szukałam jej bardzo długo. Na początku rzeczywiście robiłam
coś z psami i sprawiało mi to przyjemność (m.in. uczenie sztuczek Hirka), ale z
czasem nie wiem czemu, ale przestało mnie to kręcić. Lubię kiedy w moim życiu
to co robię ma jakiś sens, a to przestawało go mieć. Zaczęłam szukać czegoś
innego. Rysowałam, grałam na gitarze albo jeździłam wyczynowo na bmx albo
hulajnodze. To ostanie sprawiało mi najwięcej frajdy, ale z czasem stało się
bardziej problematyczne niżeli przyjemne. Tricki nie zawsze wychodziły, a
miejsc aby je ćwiczyć było mało. Do skateparku jeździć sama nie chciałam, a
tata też nie zawsze miał czas, aby mnie tam zawieźć. Kiedy w domu pojawił się
Fuks, na początku oczywiście znów był szał na sztuczki. Nauczyłam go kilku podstaw
i znowu była pauza. Dość długa pauza... W końcu pewnego dnia będąc z wujkiem w
Castoramie, postanowiłam zaryzykować i kupić pierwsze rurki PCV, chyba
domyślacie się do czego :D Zrobiłam moje pierwsze prowizoryczne przeszkody. Do
ideału było im daleko, ale początki zawsze są bardzo amatorskie. Bo przecież
nie wiemy czy nam się to spodoba czy nie.
Oczywiście Fuks z początku bał się podejść do przeszkody, a
co dopiero ją przeskoczyć, tak więc zaczęliśmy metodę małych kroczków. Dużo
nagród za samo zbliżenie się, a w późniejszym okresie za przeskoczenie małej
wysokości. Z czasem wszystko szło coraz lepiej i lepiej. Pierwszy trening w
terenie, budowa lepszych stacjonat, później uczestnictwo w obozie i budowa
jeszcze lepszych stacjonat :D Dzięki niemu pokochałam ten sport. Zakochałam się
w pracy z psami w ten sposób. Chcę rozwijać się jeszcze w innych kierunkach,
ale to wszystko przyjdzie z czasem.
Nasze pierwsze super stacjonaty i pierwszy trening w terenie XD |
4. Gdyby nie było Fuksa…nie byłoby bloga :D
-Wcześniej zakładałam FanPage Hirka, ale po kilku tygodniach
wszystko dobiegło końca…Teraz nawet nie wiem z jakiego powodu. Blog z początku
o samym Fuksie powstał poprzez inspiracje innymi blogerami. Chciałam tak jak
oni, co chwilę dzielić się naszymi sukcesami, przeżyciami, patentami itp. W
końcu w trakcie trwania przerwy świątecznej, zmobilizowałam się i przez kilka
dni (przed nowym rokiem :D) siedziałam i tworzyłam szablony, nagłówki itd. W
końcu 31 grudnia pojawił się nasz pierwszy post (którego do dzisiaj nie wiem
jak mogłam opublikować xD). Tak trwam w tym do dziś. Nie jesteśmy tu długo i
już mieliśmy przerwę od wpisów, ale wróciliśmy pełni motywacji do dalszej pracy
i jak na razie nie zamierzamy przestać.
5. Gdyby nie było Fuksa…nie opuszczałabym w ogóle
mojego domu.
-Tak, czasem dochodziło i do tego. Jakoś nigdy nie zależało
mi na super kontakcie z rówieśnikami, szczerze powiedziawszy miałam to gdzieś. Wolałam
siedzieć w domu przy komputerze nie robiąc tak naprawdę nic pożytecznego.
Oczywiście wciąż spędzałam czas z Hirkiem, ale nigdy nie czułam wielkiej
potrzeby chodzenia z nim na spacery poza tereny mojego osiedla. Z Fuksem po
odkryciu jego problemów z socjalem, czuję, że abyśmy robili coraz większe
postępy, musimy wychodzić częściej na miasto. Plany sportowe są, potencjał
Fuksa oczywiście jest, ale co z tego jak pies będzie rozkojarzony i
zestresowany całą nową sytuacją? Czasem trzeba spojrzeć na te inne problemy, które
początkowo wydają się nieszkodliwe, a później mogą nam zrobić niespodziankę.
Już staram się nie marnować czasu na bezsensowne siedzenie w internecie, ale
każdą wolną chwilę chce przeznaczać na rozwój :D
Moje życie
odkąd pojawił się w nim Fuks uległo dużej zmianie. Były chwile zwątpienia i
chciałam wrócić na stare śmieci, ale nie poddałam się. Teraz za nic nie
oddałabym tego do czego wspólnie doszliśmy. Poznałam swoją prawdziwą pasję. To
co chcę robić jak długo to tylko możliwe. A co w waszym życiu zmienił pies?
Koniecznie piszcie w komentarzu! :D
Pozdrawiamy!
Pies nakłania do wielu rzeczy, których nigdy pewnie byśmy nie poznali, a co dopiero robili. W dzisiejszej erze internetu to pies jest motywatorem do wstania sprzed komputera i wyjścia na dwór. Oprócz tego uczy cierpliwości, zachęca do sportu (bieganie, jazda na rowerze, itd). Ale nie wolno też zapominać o pewnych "minusach" posiadania psa, a mianowicie... nasze portfele byłyby znacznie pełniejsze, oczywiście żartuję - jeśli ktoś luby wydawać pieniądze to będzie to robił w różny sposób, nie ważne czy na psie akcesoria, czy kosmetyki, zawsze znalazłby się powód do wydania tych przysłowiowych 10 zł :)
OdpowiedzUsuńJa zawsze swoje zaoszczędzone pieniądze przeznaczałam na zwierzęta. Nie ważne czy to był gryzoń, papuga czy pies :D Tak więc jestem przyzwyczajona do tego. Nigdy nie czułam jak inne dziewczyny w tym wieku, żeby kupić sobie nowe ciuchy czy jakieś kosmetyki. Ja chodziłam do zoologicznego XD Teraz już trochę ograniczyłam wydatki dla psa i kupuję tylko potrzebne rzeczy. Kupuje np. zamiast smaczków szynkę, która jest tańsza, a sprawdza się równie dobrze i dzięki temu moge dołożyć pare złotych i kupić mu lepszą karme. Poza tym teraz i tak staram się dużo odkładać na różne seminaria czy obozy :P Na razie jakoś to idzie :D
Usuń